Pan premier Tusk obiecał, że każdy uczeń dostanie Internet i laptop, i już po chwili jego wierny rząd dał samorządom ponad miliard złotych z funduszy unijnych na bezpłatny dostęp do Internetu osób wykluczonych społecznie. Cel słuszny - wyrównywanie szans dostępu do osiągnięć cywilizacji dzięki użyciu IT. A jaki będzie faktyczny efekt?
Należałoby spytać „zainteresowanych” - gospodarstwa domowe i osoby korzystające z pomocy opieki społecznej - czy chcą z takiej szansy skorzystać. Czy mają potrzebę dokonania skoku w cywilizację? Bo jeśli mają tylko potrzebę dotrwania do pierwszego, to internet im w tym nie pomoże, a jedynym efektem działania będą tanie komputery na okolicznych bazarach. A bezpłatny dostęp do Internetu się że tak powiem zmarnuje - bo nie jest przechodni.
Aby temu zapobiec, warunkiem otrzymania pieniędzy przez gminy ma być kontrola wykorzystania sprzętu zgodnie z przeznaczeniem oraz odzyskiwanie go w razie nieprawidłowego użytkowania. Czyli - gminy będą musiały utworzyć i przeszkolić specjalną służbę do stałego monitorowania tego, co też robią wykluczeni ze sprzętem w swoich domach. Będzie to skomplikowane, drogie i pewnie negatywnie oceniane przez kontrolowanych.
Załóżmy jednak, będzie OK. Że gminy naprawdę chcą kierować pomoc tylko do tych, którzy są naprawdę zainteresowani korzystaniem z Internetu. Czy jednak decydent gminny i urzędnik wiedzą jak zbadać, jakie potrzeby życiowe mają ci zainteresowani i czy można ich realizację wspomóc wykorzystując Internet? I w jaki sposób?
Gminy z pewnością tego nie potrafią. Najpierw trzeba bowiem przeszkolić pracowników urzędów, by ci z kolei potrafili pomóc wykluczonym. W jaki sposób? Rząd - dając pieniądze na Internet i komputery - nie przygotował przecież wcześniej podręczników, ani nie stworzył krajowej platformy wsparcia dla trenerów, pracowników samorządowych i samych wykluczonych.
Gminy pozostawione same sobie nie udźwigną ciężaru zdobywania i upowszechniania takiej wiedzy. Także pod względem finansowym. Tylko 10% wartości projektu może być przeznaczone na szkolenia, a potrzeba kilka razy więcej.
W dodatku warunkiem dostania pieniędzy z Unii jest doświadczenie w prowadzeniu projektów IT, a z badań wynika, że większość gmin wiejskich ich w ogóle nie realizuje. Czyli z konkursu wykluczone są, paradoksalnie, gminy najbardziej potrzebujące...
Załóżmy jednak, że gminy pokonały te wszystkie przeszkody i dzielnie dostarczyły bezpłatny Internet wykluczonym (minimum 40 gospodarstwom domowym w jednym projekcie). Oznacza to zmarnowanie publicznych pieniędzy, bo dostarczenie Internetu do czterdziestu gospodarstw położonych w różnych miejscach gminy, kosztuje dużo więcej niż zapewnienie Internetu naprawdę szerokopasmowego w kilku publicznie dostępnych lokalach, wyposażonych razem w 40 komputerów, z których mógłby wygodnie skorzystać każdy młodszy i starszy mieszkaniec pod opieką fachowca.
Gminy muszą też do projektów wnieść wkład własny (minimum 15%), więc większość nie zdecyduje się na udział w tym konkursie, ponieważ wolą wydać własne pieniądze na budowę ogólnie dostępnej sieci (też z funduszy unijnych), niż na wspieranie małej grupy osób wykluczonych.
I będą mieć rację, bo to usunie wszystkie problemy związane z dawaniem za darmo do domu. Łącznie z paradoksem prawnym, wedle którego bezpłatny Internet dostaną tylko ci, którym należy się pomoc społeczna, a to oznacza, że jeżeli znajdą pracę (także dzięki korzystaniu z internetu), to stracą prawo do zasiłku z opieki społecznej, a więc i do użytkowania sprzętu, ergo - będą musieli go oddać. A wtedy mogą znów stracić pracę.
Przygotowanie programu walki z wykluczeniem powinno nastąpić dwa lata temu. Najpierw badania potrzeb wykluczonych i stworzenie systemu usług dla nich. Potem podręczniki i elektroniczna platforma wsparcia dla trenerów, pracowników i użytkowników końcowych. Następnie szkolenia dla nich w całym kraju i dopiero na końcu program tworzenia ogólnokrajowej publicznej sieci dostępowej - a nie tylko dla Polski Wschodniej.
Wykluczeni są wszędzie.
Józef Orzeł